Ci, którzy pracowali w większych firmach już w czasach komuny pamiętają, że istotną częścią infrastruktury zakładu był… radiowęzeł. Zazwyczaj retransmitowano przez niego do biur i na hale produkcyjne audycje programu I Polskiego Radia, jednak czasami „puszczano” rozmaite komunikaty wewnętrzne, lub nawet polityczne. Duże firmy miały swoje stałe redakcje zajmujące się też gazetami zakładowymi i tu już w większości poza retransmisją radia tworzono własne audycje.
Nic dziwnego, ponieważ jak wynika z archiwalnych dokumentów PRLu (m.in. opracowania naszych bolszewików „Oddziaływanie zakładowych środków informacji na załogi pracownicze” z 1985 roku) władze PRL postrzegały oficjalne gazety i rozgłośnie w zakładach jako „istotne ogniowo w całym systemie polityczno-propagandowego oddziaływania na załogi (…) są bowiem nie tylko źródłem informacji i argumentacji zgodnej z polityką i programem partii, ale także czynnikiem kształtującym opinie i poglądy pracowników, wyrazicielem problemów nurtujących załogi oraz przekaźnikiem interpretacji […]”.
W Toruniu oficjalne gazety ukazywały się w „Elanie”, w „Czesance” i w „Apatorze”. W pierwszym z wymienionych przedsiębiorstw, które zatrudniało 7 tysięcy osób, co 10 dni wychodziło 2,7 tysiąca egzemplarzy pisma „Elana”. Z kolei w liczącej 4,5 tysiąca pracowników „Czesance” gazeta nosząca taki sam tytuł jak nazwa zakładu ukazywała się w nakładzie 1,2 tysiąca egzemplarzy co dwa tygodnie! Najmniejszym z toruńskich przedsiębiorstw, mającym oficjalną gazetkę, był „Apator”. Raz w miesiącu ukazywały się tam „Sygnały”, których nakład wynosił 700 sztuk.
Znacznie więcej funkcjonowało w województwie toruńskim zakładowych ośrodków radiowych – w styczniu 1985 r. było to 57 radiowęzłów i rozgłośni, choć warto podkreślić, że nie cieszyły się one pozytywnym stosunkiem dyrekcji zakładów.
Zakładowe środki informacji w dużej mierze koncentrowały się na zagadnieniach społeczno-politycznych, odnoszących się zarówno do spraw regionu, jak i całego państwa. Przykładowo „Czesanka” poświęcała im do połowy miejsca na swoich łamach.
Władze były też wyraźnie zadowolone z roli radiowęzłów i oficjalnych gazet, jaką odgrywały one w okresie kampanii wyborczej do rad narodowych. Poruszano tam także tematy świąt państwowych i rocznic.
Przytaczany na początku partyjny dokument z 1985 roku podnosił fakt, że gazety zakładowe nie miały zwrotów (rozchodził się cały nakład), lecz wyciągnięto z tego fałszywy wniosek o ich popularności i mocy oddziaływania. Tymczasem były to pisma- gratisy, do tego obarczone przez pracowników mianem „propagandy”, tym samym zaufanie co do ich propagandowych treści było co najmniej mocno ograniczone.
Trzeba przyznać, że tworzeniem gazet zakładowych zajmowały się osoby profesjonalnie do tego przygotowane. Ich strona graficzna była porządna, zgodna ze sztuką, druk przypominał „normalne” gazety. Redaktor zawsze starał się poruszyć jakiś problem zakładu, lub załogi, jednak w taki sposób, że nigdy nie docierał do sedna – tzn. chorego, nienormalnego systemu gospodarczego ustroju, częstej niekompetencji zarządzających, czy archaicznych technologii i organizacji pracy. Jeśli już wspomniano np. o wypadku przy pracy – musiał być to wypadek znaczny, zaś sugerowana wina wynikała z zaniedbań samego pracownika, czy grupy. Czasem pisano o nowych wdrożeniach produktu, sukcesach wykonawczych, przy tym wyróżniając z imienia i nazwiska kierowników oraz całe brygady.
Wcale nie rzadko na łamach zamieszczano też „listy od czytelników”. Rzecz jasna list musiał się mieścić w pewnych granicach ideologicznych (gazeta podlegała cenzurze). Jeden z niestałych członków redakcji gazety zakładowej wyznał mi kiedyś, iż znaczną część listów redagował… on sam.
Tymczasem zakładowe organizacje partyjne zauważały te interakcje pomiędzy firmowym pismem, a czytelnikami i w raportach do władz cieszyły się, że „trwa ożywiona dyskusja na dole”, oraz „zakładowe media mają pozytywny wpływ na zachowania i nastroje, wspierają socjalistyczną dyskusję, kształtują opinie i postawy, mobilizują i łagodzą powstałe konflikty. Są skuteczne”.
Jednak jak się okazuje – choćby z lektury wewnętrznego dokumentu PZPR „Oddziaływanie zakładowych środków informacji na załogi pracownicze” – to ostatnie nie było przekonaniem powszechnym. Część uważniejszych członków kierownictwa firm, ba nawet działaczy partyjnych prawie lekceważyło gazety zakładowe, ponieważ zauważyli, iż są … nieskuteczne. To dotyczyło też redaktorów radiowęzłów; „Nie wszędzie kierownictwa zakładów, a także organizacje partyjne, traktują dziennikarzy zakładowego radia jako pracowników frontu ideologicznego” – grzmiał raport. To sami redaktorzy prezentowali pogląd o swojej mocy, a że dobrze wiedzieli, że póki będą trzymać oficjalną linię („po linii i na bazie”) to nikt nie ruszy redakcji – czytaj dość wygodnego, eksponowanego stanowiska, zatem nie przejmowali się zbytnio objawami lekceważenia.
Czas gazet zakładowych minął już chyba bezpowrotnie. Czasami współczesne firmy wydają coś okazjonalnie (np. z okazji którejś tam rocznicy powstania), lub w celach marketingowych, ale to już nie ten lekko zatęchły smaczek co przed laty bywało.
Redaktor & posiłkowano się art. Pawła Nowakowskiego „Stosunek pracowników przedsiębiorstw toruńskich do władz państwowych w latach 1983 –1989 w świetle akt Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i niezależnych”…