Zarząd Regionu Toruńsko-Włocławskiego NSZZ "Solidarność", ul. Piekary 35/39, 87-100 Toruń
tel. 56 622 41 52, 56 622 45 75, e-mail: torun@solidarnosc.org.pl

Odc.10 OSTATNIE „WOLNE SŁOWO”

czwartek, 9 Wrzesień, 2021

Za dwa dni przeniesiemy wszystkie odcinki artykułu do zakładki „HISTORIA” 

W „Sprawozdaniu z działalności struktur jawnych NSZZ” Solidarność” Regionu Toruńskiego w okresie od 1 stycznia 1988 do 16 listopada 1989 roku” – między innymi – zapisano takie zdania:

Istnieje potrzeba założenia w naszym Regionie tygodnika o szerokiej formule, który byłby pismem związku i wszystkich niezależnych sił społecznych, drukowanego techniką profesjonalną. Starania o wydanie tego tygodnika są daleko zaawansowane. Pełnomocnikiem Prezydium do spraw wydawnictwa został Ignacy Dudojć. Redaktorem naczelnym nowego tygodnika mianowano Wiesława Cichonia”.

Rzeczywiście – w momencie, gdy ogłoszono cytowane sprawozdanie pierwszy numer był już w przygotowaniu. Skład i druk tekstów powierzono profesjonalistom – Zakładom Graficznym w Toruniu. Jakiś czas zastanawiano się nad winietą gazety. Cichoń miał w ręku kilka projektów; od zachowawczego po jakieś nowoczesne rozwiązania i chyba nie bardzo był zdecydowany który wybrać.

Jesienią 1989 roku Marcin Orłowski wraz z grupką zapaleńców tworzył „Pismo młodzieży Torunia POCHOP”.

Mieliśmy wówczas użyczone nam przez „Solidarność” pomieszczenie w siedzibie Zarządu Regionu przy ul. Mickiewicza, a piętro wyżej znajdowało się biuro Wiesława Cichonia. Pewnego dnia wpadł do nas trzymając w ręku kilka kartek z projektami winiety do nowej gazety Zarządu Regionu. Rozłożył je na blacie stołu, gdzie czasem składaliśmy wydrukowane egzemplarze TIS-a i zapytał który projekt naszym zdaniem jest najfajniejszy. Prawie wszyscy wskazaliśmy ten najbardziej przypominający dawną winietę. Chyba nie był zadowolony z naszego wyboru, bo odniosłem wrażenie, że jemu podobało się coś bardziej nowoczesnego”.

Wyszło, że nie tylko młodym spodobała się konserwatywna winieta, dlatego – mimo wahań – właśnie ona przeszła.

Pierwszy numer nowego „Wolnego Słowa” (poprzedzony skromną kampanią reklamową – na kartach-ulotkach A-4 wydrukowano logo, wraz z info, że będzie) pojawił się w kioskach 14 grudnia 1989 roku, choć z datą …13 grudnia.

Rzecz jasna trudno tu nie dopatrywać się pewnej logiki, symboliki. Dla większości związkowców biuletyn „Wolne Słowo” zamordował stan wojenny, natomiast te kilka numerów wydanych od 15 maja 1989 roku przyjęto sympatycznie, lecz potraktowano po trosze jako „dodatek do propagandy wyborczej” (w czym niewiele było przesady). Ten 13 grudnia, zaistniały już w nowej, obiecującej rzeczywistości politycznej miał otworzyć nowy rozdział regionalnej prasy związkowej, a jednocześnie miał być pomostem, czy nawet klamrą spinającą czas i ciągłość. W związku jeszcze nie było zbyt wielu nowych liderów. Właściwie odbudowywali go w większości ci sami, których dopadł stan wojenny, wielu już otaczała dyskretna, słuszna gloria zwycięzcy, ba, bohatera pracy w konspiracji. Za kilka lat paru z nich – ewidentnie rozczarowanych – zacznie opowiadać o „pierwszej i drugiej Solidarności”, ale póki co wszyscy byliśmy kontynuatorami Wielkiej Idei….

We wstępniaku do pierwszego numeru opatrzonym familiarnym tytułem „Drodzy Czytelnicy” wyłożono myśl przewodnią:

(…) Pragnęlibyśmy, aby Wolne Słowo w pełni zasługiwało na swoją dumna nazwę, było pismem agresywnym, ale i odpowiedzialnym, piętnującym zło, którego tak dużo jeszcze w naszym życiu, wspierającym dobro, które się dopiero rodzi; by było pismem naprawdę niezależnym od wszelkiego rodzaju układów i układzików, nie płacącym komukolwiek zbędnych serwitutów (…)”.

Edytorsko, graficznie pismo wywoływało mieszane uczucia, ponieważ skład był świetnie utrzymany, przejrzysty, ale przy szarym papierze i grubych, czarnych czcionkach tytułów sprawiał wrażenie „ciężkiego”. W środku podobnie, a do tego na każdej stronie tematyczna mieszanina, poza Toruniem prawie bez regionaliów.

Z tego numeru trudno jeszcze było zgadnąć do kogo ten „Tygodnik Pomorski” (jak stało w nadtytule) był adresowany. W stopce redakcyjnej wyszczególniono, że:

Wydaje Regionalna Komisja Koordynacyjna NSZZ” Solidarność” w Toruniu. Redaktor Naczelny – Wiesław Cichoń, Sekretarz Redakcji – Andrzej Churski, opracowanie graficzne – Mirosław Wangin i Jan K. Wiślicki.”. Gazeta kosztowała 200 złotych, co nie było jakąś zbyt wygórowana kwotą, przy informacji, że średnia płaca w IV kwartale 1989 roku wynosiła 437 506 złotych.

Mimo (chyba wówczas nieuniknionych) mankamentów pierworództwa na profesjonalnym rynku, w końcu jednak zadziałała magia nowości i nakład sprzedano w ilości 7668 egzemplarzy, co na 10 000 wydrukowanych było całkiem niezłym wynikiem, pozwalającym z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Drugi, podwójny numer (2/3 za 400zł) był merytorycznie znacznie lepszy. Sporo w nim ciekawych artykułów, zwykłych „czytadeł”, choć jak na wydanie przedświąteczne (22 grudnia, tuż przed Bożym Narodzeniem) zdecydowanie za mało świąteczny. Malutka graficzka z przodu i choinka-krzyżówka na ostatniej stronie absolutnie niczego nie załatwiały, w sytuacji, gdy okładki innych, nawet tych „jeszcze wczoraj komuszych” tygodników aż iskrzyły tematami świątecznymi, ba, religijnymi. To trochę zaskakuje, ponieważ redakcja WS doskonale wiedziała, że jej docelowa, „żelazna” grupa odbiorców ma raczej konserwatywne poglądy. Pomijając wszystkie inne względy – niewykorzystanie komercyjne takiej okazji było dużym błędem.

Sprzedaż poleciała „na łeb”. Nie poszła nawet połowa z 10 tysięcznego nakładu!

Kolejny numer – 4. przeszedł właściwie bez echa, za to z gigantycznym zwrotem – 7212 egzemplarzy! To był przysłowiowy „kubeł ziemnej wody”. Na razie postanowiono obniżyć nakład do 7 tysięcy.

Niestety katastrofa miała dopiero nadejść, bo kolejne dwa numery sprzedały się w niemal identycznej wysokości, mianowicie po nieco ponad 1600 egzemplarzy. Dopiero słabiutki numer 7., z tematycznie nieciekawą pierwszą stroną podbił stawkę na trochę ponad 3 tysiące (3117).

Od 10 numeru ponownie zmniejszono nakład. Drukowano teraz 6 tysięcy, a sprzedawano zazwyczaj poniżej 4 tysięcy egzemplarzy. Papier dalej był fatalny (jasnoszary), lecz poprawiono układ tekstów w środku. Piszę „w środku” ponieważ pierwsza strona – po staremu pozostawała fatalna (najczęściej jedynie dwa „ciężkie” tytuły). Zdecydowanie jasną stroną gazety byli jej rysownicy: Jan K. Wiślicki i Mirosław Wangin, których grafiki znakomicie i ozdabiały i ilustrowały, nadając pewną lekkość.

Rzecz jasna – gazeta zaczęła przynosić straty, zaś te trzeba było pokryć ze środków Zarządu Regionu. Początkowo złe wyniki finansowe „Wolnego Słowa” budziły jedynie niezadowolenie wśród członków Zarządu Regionu, lecz od kwietnia stały się przyczynkiem – nazwijmy to – „burzliwych obrad”. Nawet wśród Prezydium ZR trudno było o wypracowanie jakiegoś rozsądnego stanowiska w sprawie. 10 maja, w trakcie posiedzenia tej struktury wywołała ona prawdziwą kłótnię o skalę cierpliwości w oczekiwaniu na „lepsze czasy” dla gazety. Część członków Prezydium już wtedy podniosła, że tygodnik trzeba po prostu zamknąć, zanim wywoła większe straty. Dość przytoczyć, iż Zarząd Regionu w swym planie finansowym na II kwartał 1990 roku założył, że gazeta przyniesie 30 milionów strat! Na całą działalność związkową przeznaczono w osobnej rubryce 83 miliony złotych.

Mimo wszystko chyba jeszcze jakaś nadzieja była w głowach, skoro 12 maja Zarząd Regionu większością głosów podjął uchwałę „w sprawie Tygodnika Wolne Słowo” w brzmieniu:

Uznając konieczność dalszego wydawania „Wolnego Słowa Zarząd Regionu zobowiązuje Prezydium ZR do niezwłocznego podjęcia działań zmierzających do pozyskania w terminie do końca III kwartału – środków finansowych w celu stworzenia stałej bazy materialnej dla pisma.”

Tyle, że to były tylko zaklęcia, bo tygodnik nadal sprzedawał się słabo, jedynie w porywach przekraczając pułap sprzedaży 3,5 tysiąca egzemplarzy.

31 maja przewodniczący Zarządu Regionu Ryszard Musielak zwołał posiedzenie Prezydium z udziałem Wiesława Cichonia. Po wysłuchaniu jego kolejnego raportu finansowego i dyskusji właściwie oświadczono mu, że „dotychczasowe zabiegi Prezydium Zarządu Regionu o zapewnienie pismu podstaw finansowania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, w związku z czym nie ma pomysłu na zdobycie niezbędnych pieniędzy, zaś dalsze finansowanie z funduszy związkowych budzi coraz większe zniecierpliwienie i opór związkowców”.

Uznano, że taki stan (poszukiwanie rozwiązania) może potrwać najwyżej do nieprzekraczalnego terminu 30 czerwca.

23 czerwca, w Auli UMK, w trakcie III Walnego Zebrania Delegatów Regionu Toruńskiego, gdy doszło do punktu „dyskusja nad sprawozdaniem ZR” kilku delegatów ostro skrytykowało Zarząd za dopuszczenie do wysokich kosztów wydawania „Wolnego Słowa”. Wtedy do mównicy podszedł Michał Wojtczak i wyjaśnił, że gazeta – decyzją prezydium została właśnie zawieszona. To jednak nie przekonało jednego z delegatów, a mianowicie Wincentego Fiołka z Merinotexu, który po gromkim, choć niezbyt błyskotliwym przemówieniu złożył wniosek o „natychmiastowe zamknięcie tygodnika”. Przepadł w głosowaniu.

Co łatwe do przewidzenia, do 30 czerwca nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i zgodnie z decyzją Prezydium ZR postanowiono zawiesić druk „Wolnego Słowa” pod pretekstem … wysłania redakcji na urlop.

Jak na ironię, ostatni 30 numer gazety (z datą 6 lipca) był najlepiej złożonym numerem ze wszystkich dotychczasowych. Zmniejszono wielkość czcionek tytułowych co dało gazecie wizualnej lekkości, poukładano logicznie publicystykę, pozostałe rubryki, wreszcie nieco zmieniła się pierwsza strona – całość wyglądała bardzo profesjonalnie…

Na drugiej stronie pojawił się wmontowany skromnie na boku karty komunikat zatytułowany nie wyróżniająca się czcionką – „Wolne Słowo” zawieszone! Przytoczmy go w całości;

Z żalem informujemy naszych Czytelników, że regionalne kierownictwo Związku podjęło decyzję o zawieszeniu wydawania „Wolnego Słowa” w okresie sezonu urlopowego. Nie owijając niczego w przysłowiową bawełnę musimy przyznać, że jedynym powodem tej decyzji jest brak środków finansowych na tak kosztowne i w obecnej sytuacji ekonomicznej, głęboko deficytowe przedsięwzięcie. A i my sami przyznać musimy, że dalej w tak spartańskich warunkach (tylko 3 osoby na pełnych etatach), myśląc o podniesieniu poziomu i atrakcyjności pisma, pracować niepodobna.

Zawieszenie wydawania naszego tygodnika w praktyce sprowadza się do tego, że jeszcze raz będziemy musieli wszystko zaczynać od początku. A jak trudno w aktualnych warunkach zaczynać, wie każdy profesjonalista w branży dziennikarskiej.

Wierzymy jednak, że zabiegając o sensowny sponsorat dla „WS” i drukując go w oparciu o bazę poligraficzną NSZZ „Solidarność” (m.in. w tym celu przedsiębiorstwo związkowe „Soltor” zakupuje komputer IBM z oprzyrządowaniem w postaci skanera i drukarki laserowej), już we wrześniu ponownie zaistniejemy na rynku prasowym województwa.

Pozostawiając ocenę tego etapu naszej pracy Czytelnikom, życzymy u-danego wakacyjnego wypoczynku.

Ponownie też serdecznie dziękujemy za okazaną nam pomoc Załodze i Dyrekcji Zakładów Graficznych w Toruniu. To m.in. dzięki taniemu papierowi i relatywnie niskim kosztom składu i druku (co zapewniały nam te Zakłady) mogliśmy wydawać nasz tygodnik przez przeszło pół roku.

REDAKCJA”

To był niestety definitywny koniec. Doczekała go redakcja w składzie: redaktor naczelny – Wiesław Cichoń, sekretarz – Andrzej Churski, redaktor techniczny – Dariusz Żulewski, współpraca graficzna – Mirosław Wangin i Janusz Iciak.

Potem, na przestrzeni kilku miesięcy jeszcze kilka razy próbowano wrócić do pomysłu wznowienia wydawania „Wolnego Słowa”. W październiku 1990 roku pytań było tak dużo, że Zarząd Regionu postanowił opracować i „puścić” między związkowców specjalna ankietę, która by miała odpowiedzieć na pytanie jakie jest rzeczywiste zainteresowanie.

Wyszło, że jest! W związku z tym w listopadzie powstały dwie koncepcje tygodnika; jedna opracowana przez Michała Wojtczaka, a druga przez ostatni zespół redakcyjny WS pod przewodnictwem Wiesława Cichonia.

10 listopada, podczas obrad Zarządu Regionu obie koncepcje miały być przedstawione. Gdy zebrani doszli do tego punktu, z miejsca wywiązała się gwałtowna dyskusja, która ewidentnie pokazała, że już na etapie ogółów są przepastne różnice zdań. W pewnym momencie do głosu doszedł Antoni Barcikowski (prywatnie dobry prawnik) i stwierdził, że ponieważ opinie członków Zarządu Regionu są tak rozbieżne, to w pierwszym rzędzie należy rozstrzygnąć sprawę zasadniczą, a mianowicie czy w ogóle pismo ma być wznowione, czy nie. Wniósł o przeprowadzenie głosowania, a prowadzący wniosek przyjął.

Podliczono głosy i ku zaskoczeniu wielu okazało się, iż nieznaczna większość głosów zdecydowała o ostatecznym zamknięciu tematu „Wolnego Słowa”. Gazeta przeszła do lokalnej legendy, wspomnień wiarusów. Było to w sobotę 10 listopada 1990 roku, we wczesnych godzinach popołudniowych…

Piotr Grążawski

Fot. Egzemplarze „Wolnego Słowa” wraz z dyskietkami na których utrwalano pierwsze teksty. 

A Cichoń? Ten zaangażował się w politykę. Był nawet szefem wojewódzkiego sztabu wyborczego Tadeusza Mazowieckiego w wyborach prezydenckich. W 1995 współorganizował kampanię prezydencką Jacka Kuronia w Toruniu. Po 1991 pracował w prywatnych firmach poligraficznych i konsultingowych. Dziś odpoczywa sobie na emeryturze, w małej miejscowości niedaleko Torunia…