Podczas ostatniej sesji Zarządu Regionu (25.IX), w trakcie omawiania tzw. „sprawy profesora Wojciecha Polaka” (przypomnijmy -władze UMK w zadziwiająco konfliktowy sposób pozbawiły naukowca stanowiska) padła propozycja aby zaapelować do „Jego Magnificencji Rektora” m.in. o utworzenie na naszym uniwersytecie niezależnej od wydziałowej Pracowni Badań Historii Solidarności pod kierownictwem … profesora Wojciecha Polaka.
Uchwalony „Apel” spotkał się z nadzwyczaj szerokim odzewem w bardzo wielu mediach, co dobrze robi dla podnoszonych kwestii, ale do jednej wypada odnieść się niejako – dodatkowo.
To jasne, że 40 letnia organizacja, która wywarła tak znaczny wpływ na historię Polski i Europy, która przeszła momentami dramatyczną drogę, wydała swoich bohaterów, ba, nawet męczenników (i dla odmiany paru szubrawców też), która przyczyniła się do wzbogacenia politycznych doktryn, wypróbowała empirycznie inne – musi mieć swoje naukowe opracowania i analizy, jeżeli nie chce aby jej obraz wchodził w dziedzictwo pokoleń pokręcony doraźnymi interpretacjami.
Tu przecież nie idzie o powołanie placówki badawczej, która odtworzy kto był przewodniczącym komisji zakładowej w 1981 roku w GS Jabłonowo, a o kwestie dużo bardziej (z całym szacunkiem dla przewodniczącego w GS) ważne i złożone, bez których zrozumienie najnowszej historii Polski jest prawie niemożliwe.
Jak przedstawić komuś, kto nie pamięta tamtych czasów, lub nie ma „ducha polskiego”, że rewolucja Solidarności miała głębsze jednoczące podkłady niż jedynie słuszna ideologia; jak to było w przypadku np. rewolucji francuskiej, czy bolszewickiej, o której przywódcy francuski historyk François Furet napisał, że „Lenin nie pozostawił po sobie żadnego dziedzictwa [po imperium sowieckim] nie pozostało nic: ani zasady, ani wartości, ani instytucje, ani nawet historia” („Przeszłość pewnego złudzenia. Esej o idei komunistycznej w XX wieku”).
Ha! Czy nie słyszeliście opinii, że rewolucję Sierpnia 80 spowodowało pragnienie „pełnej michy”, lub chęć dowalenia „czerwonym świniom”? Takie trywialne, pierwotne instynkty „głodnej zgrai”?…
Tymczasem to było coś zupełnie fascynującego, absolutnie unikalnego w świecie, istne zjawisko! wywołali je „wspólnie i w porozumieniu” ludzie o wszelkich możliwych rodzajach odcieni filozofii społecznej i politycznej. Tak jest! To wcale nie był tylko „socjalizm z ludzką twarzą”. Nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, iż wstąpiło do Solidarności ponad 10 milionów ludzi – jedna trzecia całego polskiego społeczeństwa!
Do dziś Solidarność nie ma jednego oblicza politycznego (co mocno wykazały choćby strajki w oświacie) i pomimo rozmaitych oskarżeń – nikt tu nikomu nie narzuca przekonań, choć czasem pragmatyzm związkowca poleca tego czy innego polityka pod życzliwa rozwagę wyborcy.
Czasami, gdyby przysłuchać się dyskusjom naszych członków można by zadać pytanie – „to co nas wszystkich łączyło i wciąż łączy”? Czy jest coś takiego jak „kultura solidarności”? Może jej zdefiniowania trzeba szukać w encyklikach jakie papież Jan Paweł II wydał w latach osiemdziesiątych:
Sollicitudo rei socialis w 1987 r. i w Centesimus annus w 1991 r., ale – z ręką na sercu – kto poza wąskim gronem to przeczytał?…
Takie padnie słuszne pytanie. Skoro „wąskie grono”, to skąd się bierze wyczuwalna obecność papieskiej nauki wśród nas? Jest odpowiedź – na szczęście jesteśmy obdarzeni takimi naukowcami jak choćby pan Profesor Wojciech Polak, który w swoich świetnych pracach historycznych napisanych „po ludzku” (pop językiem polskim) wydarzenia podaje w takim tle, niejako „przemyca je”. Cudów nie ma – wszyscy nigdy nie będziemy czytali dzieł niechby i najwybitniejszych filozofów.
Rzecz jasna nie jest to jedyne źródło przenikania formacyjnej myśli do współczesnej Solidarności jednak członkowie naszego Zarządu Regionu uznali, że skoro rozmaite środowiska tworzące politykę naszego kraju uznają, iż wieloaspektowe dziedzictwo „Solidarności” jest wspólnym dobrem narodowym a nie tylko NSZZ „S”), to do rzeczy będzie jeżeli wyjaśnianiem, badaniem i przedstawianiem tego wszystkiego zajmą się zawodowcy w oficjalnej strukturze i za pieniądze wspólnoty narodowej (budżetu państwa).
Czas jest dobry, a nawet najlepszy, bo oto w 40. rocznicę podpisania Porozumień Jastrzębskich szef rządu premier Mateusz Morawiecki oświadczył, że „Solidarność” to dla niego najważniejsze przeżycie życia i zarazem kierunek strategii działania i wyznacznik działania państwa, a także lekcja.
– „Ale lekcja nie tylko z historii, to także lekcja na przyszłość. Po to, żeby całe nasze kochane Państwo, nasz kraj, Polska żyło w możliwie najlepiej zbudowanym spokoju społecznym, pokoju społecznym, uczciwości w prawdzie, sprawiedliwości, szybkim, nowoczesnym rozwoju gospodarczym, takim rozwoju, którego owoce wzrostu są równo i równie dzielone, sprawiedliwie” – powiedział nasz polski premier.
Po takiej deklaracji, czy Pan Morawiecki mógłby odmówić toruńskiej uczelni drobnych funduszy (w skali budżetu) na uruchomienie pionierskiej w Polsce Pracowni Badań Historii Solidarności, z najlepszym z możliwych naukowców do jej kierowania, czyli sławnym, bogatym w dorobek profesorem Wojciechem Polakiem? O pieniądzach tak tylko pro forma, bo przecież wszyscy mamy przekonanie, że uznawanie rzeczywistości ekonomicznej nie może prowadzić do wyrzeczenia się wartości humanistycznych. Oczywiście uniwersytet powinien respektować prawa rynkowej ekonomii, lecz nie wolno mu przystać na to, aby ekonomia stała się jedynym regulatorem życia uniwersyteckiego i społecznego. Tym bardziej, że coś na kształt Pracowni Badań Nad Historią Solidarności i tak powstanie na którejś z polskich uczelni. Nie lepiej, żeby to było u nas w Toruniu?
Ruch jest teraz po stronie Jego Magnificencji.
txt Piotr Grążawski