MKS
- Napisał Super User
- Kategoria: Archiwalne
- Czytany 2086 razy
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj
Świętość od pierwszych dni
„Solidarność” nie mogła nie mieć swojego sztandaru. Ważne było to zwłaszcza w pierwszych dniach jej istnienia, kiedy ta wspólnota ludzi walczących o wolność, demokrację i chleb nie była nawet nazwana późniejszym słowem-symbolem. Sztandar był wówczas także znakiem, dowodem rzeczywistego istnienia, którego przecież dopiero co powstałemu związkowi zawodowemu odmawiały władze PRL. Stąd sztandar stał się jednym z „artykułów pierwszej potrzeby” stoczniowego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
Sztandar NSZZ „Solidarność” wykonany jeszcze jako sztandar Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
Idea
Na sztandar można patrzeć jak na zwykły kwadrat haftowanego materiału. W naszej kulturze i tradycji nie jest on jednak wyłącznie kawałkiem materii. Jest traktowany niemal jak żywa istota, przed którą pochylają się głowy państw, którą całuje się z czcią i której broni się z narażeniem życia. Sztandar jest nośnikiem wartości, ich skarbnicą. W bitwie zdobycie sztandaru wroga było niejednokrotnie tożsame ze zwycięstwem, a jeżeli nawet nie, to był to fakt okrywający hańbą przeciwnika. Sztandar był świętością, ostatni żywy żołnierz miał obowiązek chronić go przed upadkiem na ziemię.
O stosunku do sztandaru wiele mówi nasz język, związane z nim wyrażenia frazeologiczne. Sztandar powiewa dumnie, a więc wyraża, a jednocześnie potęguje nastroje ludzi z nim związanych. Sztandar jest także symbolem jedności. Mówimy o gromadzeniu się ludzi pod jakimś sztandarem. Jest on także nośnikiem wartości – mówimy o wypisywaniu haseł na sztandarach.
Awers sztandaru Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
Symbol jedności
Sztandar MKS o dziwo nie nosi charakterystycznego emblematu „Solidarności”, bowiem w dniach strajkowych, kiedy zdecydowano o jego powstaniu, miał być wyłącznie symbolem jedności i tożsamości właśnie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, nie zaś organizacji, która przecież istniała wówczas jedynie w śmiałych zamysłach. Widnieją na nim symbole trzech największych zakładów, które rozpoczęły sierpniowy strajk, na drugiej zaś stronie na tle barw Stoczni Gdańskiej umieszczono wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, a w rogu gdański pomnik Poległych Stoczniowców. Sztandar pozostał najcenniejszą relikwią Związku, świadectwem jego korzeni i stał się później oficjalnym sztandarem Komisji Krajowej. Reprezentuje jednak również Region Gdański „S” w czasie ważnych uroczystości.
Działacze Związku podkreślają, że nie byłoby dzisiaj fizycznego czy tym bardziej finansowego problemu ze stworzeniem osobnego, własnego sztandaru Komisji Krajowej. – Sztandar nie może jednak powstać na mocy uchwały, łączy w sobie tradycję i teraźniejszość, niesie wartości, jest świadkiem historii i dziejów organizacji, którą reprezentuje – podkreślają.
Sztandar gotowy na zjazd
Inicjatywa, by MKS miał swój sztandar, wyszła od księdza Henryka Jankowskiego. Jak wspominają działacze, którzy strajkowali w 1980 roku w Stoczni Gdańskiej, sporo emocji budziło wówczas to, co ma się znaleźć na jego obu stronach. Sztandar był gotowy jeszcze przed końcem strajku, a na I Zjeździe Krajowym władze Związku zaproponowały, by stał się on sztandarem całej „Solidarności”.
– Z propozycją stworzenia sztandaru wyszedłem pod koniec strajku, chyba 26 sierpnia. Ja sam jestem autorem projektu sztandaru i jego kolorystyki, on powstał najpierw u mnie na kartce papieru – mówi ksiądz Jankowski. Sztandar powstał w Starogardzie Gdańskim, w zakładzie hafciarskim ciotki księdza, który osobiście interesował się procesem jego wyszywania.
Ostatnim chorążym „pierwszej” „Solidarności” był Henryk Drążkowski, który przejął drzewiec z rąk nieżyjącego już Edmunda Nowickiego. Drążkowski, będący długoletnim pracownikiem Stoczni Gdańskiej, wspomina ostatnie dni przed wprowadzeniem stanu wojennego: – Delegacja „S” ze Stoczni Gdańskiej przyjechała do kopalni „Rozbark” w Bytomiu na obchody Barbórki. Notabene autobus przyprowadził wówczas na Śląsk Mieczysław Wachowski. Wraz ze sztandarem uczestniczyliśmy we mszy w bytomskiej katedrze, po której autokar powrócił do Gdańska. Z całym pocztem sztandarowym udaliśmy się natomiast do Katowic na III Walne Zebranie Delegatów Budownictwa. Już wtedy, 10 grudnia czułem, że coś wisi w powietrzu – opowiada Henryk Drążkowski.
Stan wojenny
To zadecydowało, że chorąży postanowił nie umieszczać sztandaru w autobusie związkowym, licząc się z możliwością jego zatrzymania, zwłaszcza że już w Bytomiu dostrzegł próby inwigilacji gdańskiej delegacji. – Jeden z zaufanych dyrektorów zaproponował odwiezienie nas do Bytomia swoją służbową wołgą. Obawiałem się zainstalowanego w samochodzie podsłuchu, poza tym podejrzewałem, ze samochód może być obserwowany. Pomógł nam chyba trochę bardzo gęsto sypiący śnieg – wspomina Drążkowski.
W połowie drogi czekał umówiony wcześniej maluch, do którego przesiedli się członkowie pocztu sztandarowego, by zgubić ewentualny „ogon”. Wyskoczyli z samochodu tuż przed odjazdem pociągu, by nikt nie mógł ich wcześniej „namierzyć”. – Całą drogę do Gdańska siedziałem w zapiętym kożuchu, pod którym miałem na sobie zwinięty sztandar. Pot lał się ze mnie strumieniami. Drzewce ukrywał pod marynarką Tadeusz Wysiecki – wspomina chorąży. Rano 12 grudnia wyniósł sztandar ze swojego mieszkania do sąsiadów, państwa Suskich. Potem sztandar według jego relacji przerzucono na Siedlce.
– Zadanie zostało wykonane, sztandar bezpiecznie powrócił do Gdańska i nie wpadł w ręce przeciwnika. To przecież świętość, jego posiadanie w polskiej tradycji wiąże się z „być albo nie być” organizacji – mówi Henryk Drążkowski.
– Przez wiele lat po 1981 roku sztandar wisiał w wieży kościoła św. Brygidy, pośród innych sztandarów komisji zakładowych – wspomina z kolei prałat Jankowski. Jednak wówczas tylko niewiele osób znało dokładne miejsce jego ukrycia.
Kazimierz Trawicki opiekował się sztandarem MKS-u od 1982 roku. Opowiada, że uczestnictwo pocztu sztandarowego we mszach napotykało często także na opór ze strony władz kościelnych, obawiających się oskarżeń o uprawianie polityki, ale również chcących uchronić działaczy przed aresztowaniami. Sztandar przewożono w czasie stanu wojennego samochodami, w których były specjalne skrytki, a na trasie z reguły zmieniano je, by zmylić milicję. Wcześniej jechał także samochód z rejestracjami gdańskimi „na wabia”. Sztandar przewożono natomiast przeważnie w autach oznakowanych tak, jak pojazdy w mieście, do którego podróżowano. – One wzbudzały mniejsze zainteresowanie służb – mówi Trawicki. Członkowie pocztu podróżowali natomiast pociągami, jako bezpieczniejszym środkiem transportu i przyjeżdżali na miejsce z reguły dwa dni po dotarciu sztandaru.
– W stanie wojennym wszyscy jednak bardzo się bali. Bywało, że do pocztu sztandarowego trzeba było brać ludzi nieomal z łapanki, wybierało się kolegów, którym wydawało się, że można zaufać. Na szczęście, nigdy się nie pomyliliśmy – dodaje ówczesny opiekun sztandaru.
Tadeusz Jurkiewicz, opiekujący się sztandarem „Solidarności” w latach osiemdziesiątych, opowiada, jak jeździł z nim po całej Polsce. – Sztandar dwa razy do roku bywał na Jasnej Górze. Tam też o mało nie doszło do aresztowania go przez SB, udało nam się uciec w ostatniej chwili – mówi Jurkiewicz. Do prób przechwycenia sztandaru przez władze dochodziło dość często, wszak był on dobrze widoczny wśród pocztów sztandarowych. Na szczęście, w tłumie łatwo było zniknąć. Sztandar MKS-u peregrynował głównie po Kaszubach i najbliższych okolicach Gdańska. Działacze „S” byli z nim jednak także w Warszawie, w czasie wizyty Jana Pawła II, w Piekarach Śląskich w 1988 r. Atmosfera polityczna już na tyle ocieplała się, że milicja sama nie bardzo wiedziała, jak traktować działaczy „Solidarności”.
W Muzeum Morskim
Nie do końca udaje się dzisiaj wyjaśnić pewnego epizodu, związanego z losami sztandaru pod koniec lat 80. i jego pobytem w Centralnym Muzeum Morskim. Bogusław Gołąb, członek Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” z 1980 roku, tak mówi o tym okresie: – W pewnym momencie zdecydowaliśmy się na ukrycie sztandaru w Centralnym Muzeum Morskim. Mogliśmy liczyć tutaj na dyrektora Przemysława Smolarka, który doskonale rozumiał sytuację. Początkowo sztandar ukryty był w magazynie, dopiero po Okrągłym Stole, kiedy „Solidarność” zaczęła egzystować w zasadzie legalnie, został wywieszony na sali wśród innych sztandarów miast, organizacji, bander okrętów. Jednak ktoś niewtajemniczony nie odnalazłby wśród dziesiątek innych sztandarów właśnie tego, poszukiwanego jeszcze wtedy usilnie przez SB.
Muzeum uznało, że sztandar tylko tam jest w pełni bezpieczny. W sprawę sztandaru MKS nie było wtajemniczonych wiele osób i dzisiaj w muzeum nikt nie umie wiele powiedzieć na ten temat. Andrzej Zbierski, który objął stanowisko dyrektora Centralnego Muzeum Morskiego po Przemysławie Smolarku, potwierdza, że sztandar pojawił się w muzeum w 1989 roku i został wyeksponowany na zorganizowanej wówczas na ss. „Sołdek” wystawie poświęconej Sierpniowi '80. Znalazły się tam wówczas historyczne tablice z 21 postulatami, inne sztandary „Solidarności” zakładów gdańskich i wiele innych pamiątek. – Sztandar pozostawał u nas około roku. Został poddany szczegółowym oględzinom konserwatorów i odpowiednio zabezpieczony – mówi dyrektor.
Dziś sztandar, wisząc w gablocie, towarzyszy na co dzień pracy członków Prezydium Zarządu Regionu Gdańskiego. Reprezentuje Związek w ważnych uroczystościach, a szczególne miejsce zajmuje w trakcje zjazdów krajowych „Solidarności”, kiedy przez cały czas obrad jest zatknięty na honorowym miejscu na podium.
Jarosław Wierzchołowski, Magazyn Solidarność, ZR Gdańsk

Najnowsze od Super User
- Lokal do wynajęcia w budynku Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność"
- Solidarność Pokoleń - festyn rodzinny z okazji 35. rocznicy powstania NSZZ Solidarność
- Harmonogram obchodów 35. rocznicy powstania NSZZ Solidarność
- Historia
- 2. Konstruktywny Dialog III – wzmocnienie potencjału instytucjonalnego NSZZ „SOLIDARNOŚĆ”