Przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda: Rząd lekceważy dialog społeczny

O problemach polskich ludzi pracy, kłopotach we współpracy z rządem na forum Rady Dialogu Społecznego, walce o podniesienie płacy minimalnej i obronie Polaków przed Zielonym Ładem z Piotrem Dudą, przewodniczącym Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, rozmawia Bolesław Bezeg, dziennikarz NTO.
Jakie zagrożenia dla ludzi pracy niesie za sobą polityka budżetowa obecnego rządu?
Największym zagrożeniem jest lekceważenie dialogu społecznego. Tak było choćby przy ustalaniu wysokości przyszłorocznej płacy minimalnej. Związki zawodowe proponowały 5015 zł, rząd – 4806 zł. Ale zamiast usiąść do stołu, wysłuchać argumentów i wypracować kompromis w Radzie Dialogu Społecznego, rząd po prostu opublikował rozporządzenie i narzucił swoje rozwiązanie. Premier ani razu nie pojawił się na posiedzeniu RDS-u, choć był wielokrotnie zapraszany. To pokazuje, jaką wartość ma dla niego głos pracowników, chyba nie więcej niż te 90 groszy wstydu, o które podniósł stawkę godzinową.
Podobnie jest ze wzrostem płac w budżetówce. Rząd proponuje, by był on na poziomie inflacji, mimo że zarówno przedstawiciele pracowników, jak i pracodawców postulują wyższą kwotę. Rząd jednak zamiast stabilności i bezpieczeństwa zatrudnienia funduje ludziom niepewność i realny spadek wynagrodzeń. To prosta droga do osłabienia instytucji publicznych, odpływu wykwalifikowanych kadr z sektora publicznego, a co za tym idzie – pogorszenia jakości usług przez nie oferowanych.
Na Opolszczyźnie w Wojewódzkiej Radzie Dialogu Społecznego poza uśmiechami i uprzejmym goszczeniem członków rady w Urzędzie Marszałkowskim, nie widać wsparcia zarówno wojewody czy marszałka dla problemów pracowniczych. Jak Pan ocenia swoją pracę w warszawskiej Radzie Dialogu Społecznego?
Jest tak samo. Kiedy zmieniliśmy formułę dialogu społecznego z Komisji Trójstronnej, do której premier przychodził i po prostu oznajmiał, co ma zamiar zrobić, na Radę Dialogu Społecznego, mieliśmy nadzieję, że wreszcie go ożywimy. Przecież jak sama nazwa wskazuje, to miejsce dialogu. A to oznacza, że można ostro dyskutować, nawet trzaskać drzwiami, ale trzeba wracać, usiąść i wypracować wspólnie rozwiązanie.
Niestety, dzisiaj mamy inną sytuację. Już w końcówce rządów Zjednoczonej Prawicy obecność przedstawicieli strony rządowej na posiedzeniach Rady Dialogu Społecznego pozostawiała wiele do życzenia, ale to, co dzieje się w tej chwili, bywa absolutnie oburzające.
Jak z Pana punktu widzenia powinna wyglądać dyskusja nad płacami pomiędzy rządem, a stroną związkową?
Przede wszystkim do prowadzenia dyskusji potrzebna jest otwartość ze strony wszystkich partnerów społecznych. Po to jest Rada Dialogu Społecznego, żeby trzy strony – rząd, pracodawcy i pracownicy – mogły wypracować rozwiązania. Niestety, przedstawiciele rządu nie zawsze korzystają z tego instrumentu. Przychodzą i mówią: ma być tak, i tyle. To nie jest dialog. To jest dyktat.
Jak Opolszczyzna wygląda na tle innych regionów kraju z perspektywy kierownictwa Związku. Jest tu mniej wielkich firm, czy to znaczy, że jest mniej problemów pracowniczych?
Zawsze z wielkim sentymentem przyjeżdżam na Opolszczyznę. Już jako przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Hucie w Gliwicach, a potem jako przewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „S” współpracowałem z hutnikami z regionu opolskiego. Od 15 lat, jako szef Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” bacznie obserwuję pracę wszystkich Zarządów Regionów i powiem panu, że z tym regionem mam najmniej, mówiąc kolokwialnie, problemów.
Oczywiście, to nie jest tak, że ich nie ma, ale miejscowi liderzy podchodzą do nich w sposób profesjonalny. To znaczy, że Zarząd Regionu jest profesjonalnie przygotowany do swojej pracy. Jeśli pojawiają się problemy, z którymi ciężko poradzić sobie na poziomie Regionu, a tak było chociażby w przypadku walcowni rur „Andrzej”, wówczas przewodniczący do mnie dzwoni. Rozmawiamy, zastanawiamy się, w jaki sposób możemy wesprzeć pracowników jako Komisja Krajowa czy ja osobiście jako przewodniczący związku, i działamy.
Jestem dumny i cieszę się, że mogę współpracować z takimi osobami, jak przewodniczący Dariusz Brzęczek czy wiceprzewodniczący Grzegorz Adamczyk. Chwalę sobie także współpracę z ich poprzednikami.
Solidarność zaangażowała się w obronę Polaków przed Zielonym Ładem. Czy może pan powiedzieć, jaki jest aktualnie etap tej obrony?
To jest w tej chwili głośny temat. Politycy o tym mówią i mówi o tym cała Unia Europejska. Przedstawiciele Solidarności poruszali ten temat już w 2007 roku, przynajmniej w Regionie Śląsko-Dąbrowskim, kiedy byłem jego przewodniczącym. Myśmy już wtedy widzieli zagrożenia dotyczące polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Gdy zostałem szefem Komisji Krajowej NSZZ „S” zaproponowałem premierowi Tuskowi spotkanie. Odbyło się ono podczas demonstracji w 2011 roku. Wtedy powołaliśmy wspólnie z panem premierem zespół do spraw polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Niestety, odbyło się tylko jedno jego posiedzenie i na tym się skończyło. Dzisiaj mamy skutki tego zamknięcia na nasze argumenty w postaci paktu Fit for 55, opłat ETS i za chwilę ETS 2, Zielonego Ładu, dyrektywy budynkowej i innych „zielonych” dokumentów.
Dla mnie od samego początku ta sytuacja jest nienormalna. To jest polityka Unii Europejskiej, ale właściwie jest to polityka Niemiec i Francji. Francji, która jest de facto bezemisyjna, która na ETS-ie korzysta, i która sprzedaje uprawnienia po to, żeby budować swoją pozycję opartą na atomie. Niemcy z kolei do momentu, w którym Rosja nie napadła na Ukrainę, korzystali z taniego rosyjskiego gazu poprzez Nord Stream 1 i budowany Nord Stream 2. A myśmy mieli być dalej „chłopcem do bicia”. Robiono wszystko, aby polska gospodarka nie odbiła się od dna, aby nie była konkurencyjna wobec gospodarek niemieckiej i francuskiej. My mieliśmy być i nadal mamy być niewolnikami w swoim kraju, jeżeli chodzi o pracowników, a o konkurencyjnej gospodarce mieliśmy zapomnieć.
Co w takim razie czeka Polskę?
Za chwilę wejdzie system ETS2, który dotknie już każdego z nas, obywateli. Zapłacimy więcej za ogrzewanie i za transport. A jeśli za transport, to de facto podrożeje wszystko. Te wszystkie działania – systemy ETS i ETS 2 oraz dyrektywa budynkowa – są prowadzone w jednym celu. Po to, żeby osłabić polską gospodarkę i osłabić polskie rodziny. Widzimy, że cała polityka klimatyczna Unii Europejskiej nie ma nic wspólnego z ekologią, to jest tylko biznes i polityka. Nie możemy na to pozwolić, dlatego tak głośno przeciwko niej protestujemy, a także podajemy do publicznej wiadomości wyniki badań naszych ekspertów, którzy dokładnie oceniają skutki wprowadzenia w życie tych rozwiązań.
Nie ukrywa Pan, że bliżej Panu do Zjednoczonej Prawicy niż do Koalicji Obywatelskiej, ale współpraca ze Zjednoczoną Prawicą też nie była usłana różami. Jak Pan ocenia możliwości współpracy z poszczególnymi siłami politycznymi i jakie są na nią perspektywy?
Gdyby Zjednoczona Prawica słuchała przewodniczącego Solidarności, to nie przegrałaby wyborów w 2023 roku. Gdyby zrealizowała umowę programową, którą zaakceptowała, a którą podpisaliśmy z prezydentem Andrzejem Dudą, to wszedłby w życie jeden z najważniejszych postulatów, czyli emerytury stażowe. Niestety, był opór polityczny i skończyło się tak, jak się skończyło.
Czy jest mi bliżej do Zjednoczonej Prawicy? Jest mi bliżej do każdej partii politycznej, która realizuje postulaty związkowe, która widzi art. 20 Konstytucji RP, mówiący o społecznej gospodarce rynkowej, o własności prywatnej, ale i o dialogu trójstronnym pracodawców, rządu i strony społecznej, czyli związków zawodowych.
Swego czasu chciałem rozmawiać z premierem Donaldem Tuskiem. Ale do dialogu potrzebne są dwie strony. Ja byłem zawsze gotowy. Niejednokrotnie przez to dostałem burę na Komisji Krajowej, ale mówiłem, że jeżeli ma to przynieść jakiś efekt, to jestem do dyspozycji. Niestety, lata 2011-2012 pokazały, że druga strona, czyli rząd pana premiera Tuska nie chce prowadzić dialogu, po prostu wprowadza rozwiązania, które uważa za słuszne. Dlatego bliżej mi było do partii politycznej, która faktycznie jest wrażliwa na sprawy społeczne i chce prowadzić dialog. Trudny, bo z politykami zawsze jest trudny dialog, ale prowadzi.
45 lat temu w Solidarności znaleźli miejsce do działania nie tylko ci, którzy chcieli być związkowcami i walczyli o poprawę warunków pracy, ale także ci, którzy przede wszystkim stawiali na niepodległość, na suwerenność naszego kraju. Znowu Solidarność musi o tę suwerenność walczyć?
Panie redaktorze, jakby mi pan zadał pytanie, jaki jest efekt strajków 1980 roku, odpowiedzią byłoby jedno słowo: „wolność”. Na początku tę wolność wyrażaliśmy w wolnych związkach zawodowych. To była wolność w zakładzie pracy, pod względem pracowniczym. Chcieliśmy zadbać o podmiotowość ludzkiej pracy, o to, żeby pracownik był traktowany z szacunkiem, nie jak przedmiot. Od tego zaczęliśmy. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” miał pilnować sierpniowych postulatów. Druga wolność, czyli wywalczona przez Solidarność wolność dla naszej Ojczyzny przyszła później.
Mimo, że Solidarność odegrała ogromną rolę w najnowszej historii Polski, nieustannie jest atakowana. Sam przez całe swoje dorosłe życie od 20 września 1980 roku jestem w Solidarności. Jestem do dnia dzisiejszego, czyli już 45 lat. Nie mam pretensji do nikogo, kto w pewnym momencie zmienił swoje nastawienie, zmienił swoje życie. Poszedł do polityki, albo do biznesu. Każdy miał do tego prawo. Tylko, że większość tych ludzi, którzy dostali się do biznesu, czy do polityki, zawdzięcza to swojej matce, jaką jest Solidarność. Dlatego najbardziej boli mnie, gdy ci ludzie gryzą teraz tę rękę, która im pomogła.
Od 1990 roku zastanawiałem się, dlaczego właściwie Solidarność jest tak znienawidzona. I później sobie sam na to pytanie odpowiedziałem. To dlatego, że jesteśmy silni, profesjonalni, jesteśmy przeszkodą dla liberałów, którzy chcą realizować swoje cele. A one są jasne: pracownik ma być w Polsce niewolnikiem, pracownik ma słuchać, ma być cicho, a w zakładzie nie ma prawa być związków zawodowych, bo de facto burzą ten ich porządek.
My do tego nie dopuścimy. Trwamy, funkcjonujemy, jesteśmy silną Solidarnością. Hasło, które mamy na rok 2025, na 45. rocznicę powstania Związku, jest dla nas najważniejsze: „Tylko Razem”. Gdy będziemy działać w pojedynkę, to nigdy nie osiągniemy takiego sukcesu, jak gdy jesteśmy razem jako jeden silny Związek.
źródło: nto.pl







