Jako związkowcy „od zawsze” mieliśmy spore zaufanie do rozstrzygnięć sądowych, do tego co mówią przepisy i orzekają strażnicy prawa. Na naszych kursach, szkoleniach praktyczne stosowanie prawa zwykle pochłaniało 60-80 procent czasu, mówiliśmy, że trzeba umieć się w nim poruszać, by działać skutecznie . Niestety i w tym względzie – za sprawą nieodpowiedzialnych polityków – Polska pogrąża się w chaosie.
Niecodzienna scena w Sądzie Apelacyjnym w Rzeszowie. Miał się odbyć proces w sprawie zabójstwa, ale… rozprawa została odwołana. Nie z powodu braku prądu, nie przez strajk, tylko dlatego, że skład sędziowski został ułożony niezgodnie z ustawą. A konkretnie – jeden z sędziów nie został wylosowany, tylko wskazany z ręki.
I wtedy sędzia Rafał Puchalski, przewodniczący składu, powiedział coś w stylu: „Sorry, nie będziemy tego ciągnąć”. Choć w rzeczywistości zabrzmiało to jeszcze mocniej:„Naruszone zostało prawo o ustroju sądów powszechnych”.
Czyli sąd – mówiąc wprost – zbuntował się przeciwko decyzji swojego przełożonego, bo skład orzekający musi być losowany, a nie wybierany „uznaniowo”. Tak mówi ustawa.
I tu wchodzi cały kontekst:
Od 2018 r. działa w sądach tzw. System Losowego Przydziału Spraw (SLPS) – z założenia ma gwarantować bezstronność sędziów i równy rozkład pracy. Jego algorytm jest tajny, dostęp do kodu ma tylko ministerstwo. Losowanie sędziów do spraw nie jest tylko praktyką. To obowiązująca zasada zapisana w ustawie o ustroju sądów powszechnych.
Po zmianie władzy minister Waldemar Żurek zmienił przepisy w regulaminie sądów. Nowe zasady pozwalają, żeby tylko jeden sędzia – sprawozdawca – był losowany, a resztę składu orzekającego można było dobrać ręcznie. Problem? Taka zmiana została wprowadzona rozporządzeniem ministra, a zgodnie z prawem skład sędziowski powinien być ustalany na podstawie ustawy. A sędziowie (przypomnijmy z Konstytucji RP, art. 178 ust. 1) w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom, nie zarządzeniom z ministerstwa.
Przypadek z SA w Rzeszowie to moment, który warto zapamiętać. Bo jeśli sąd musi przypominać, że ustawa to nie broszurka do pominięcia, tylko fundament państwa prawa — to znaczy, że coś bardzo poważnie się w naszym państwie przekrzywiło.
inf.